top of page

LECĘ DO STANÓW ! PRACA W USA

Kochani Podróżnicy !


Wczoraj spełniło się moje największe marzenie, o którego spełnieniu nawet nie marzyłam w najbliższych latach - wylot do USA. Mogę chyba śmiało powiedzieć, że mój Anioł Stróż mnie znalazł, pokierował i był ze mną aż do końca całego procesu.

Któregoś dnia kiedy byłam w pracy przyszedł na zmianę chłopak, który w zeszłym roku wyleciał do Stanów w ramach programu Camp America. Oczywiście od razu  musiałam o wszystko wypytać.  Jak? Za ile? Gdzie? Z kim? Kiedy?... Opowiedział mi swoją historię, pokazał zdjęcia po czym się rozpłynęłam. Zaproponował mi, żebym też założyła aplikację na stronie campamerica.pl

Wróciłam z pracy, zajęłam się innymi rzeczami i jakoś ten temat ucichł. Za jakiś czas znów mieliśmy okazję się spotkać w pracy, zapytał dlaczego zrezygnowałam, odpowiedziałam, że w sumie... zostało mało czasu itd, itp.  Zachęcił mnie, żebym pojechała na targi pracy do Krakowa, gdzie miałabym okazję przejść rozmowę kwalifikacyjną bezpośrednio z Amerykańskim pracodawcą. Pomógł mi założyć aplikację i dał wskazówki. Akurat miałam nocną zmianę i mało pracy, więc przysiadłam do tej aplikacji - wypisałam i opisałam swoje umiejętności, które później mój konsultant, w tym przypadku wyżej wymieniony Tomek, sprawdził i skorygował. 

Po sprawdzeniu wydrukowałam aplikację, po kilku dniach spakowałam plecak i wsiadłam w busa do Krakowa. Fajne przygotowanie, prawda?  Pojechałam tam jedynie by dać szansę przeznaczeniu (tak to sobie tłumaczyłam), w ogóle nie myślałam, że mogę dostać pracę. Na tle setek aplikantów, którzy wiedzieli o programie wszystko,byli przygotowani, mieli wypełnione 100% aplikacji wyglądałam po prostu śmiesznie... Stojąc w kolejce do wejścia na salę przesłuchań słyszałam jak wszyscy rozmawiają o campach - których unikać, które są najlepsze, niektórzy mieli zrobione rozpiski, bo w końcu od wielu miesięcy pracowali nad swoimi aplikacjami. Po usłyszeniu wszystkiego o czym rozmawiali kandydujący uznałam, że moje szanse są naprawdę marne.  

Po godzinach spędzonych w kolejce wreszcie otworzyli drzwi, wszyscy zaczęli biec żeby znów ustawić się w kolejce do campu, który sobie wybrali z listy wcześniej otrzymanej od konsultantów. Zanim ogarnęłam co się dzieję to powykreślali z list pozycje, które mnie interesowały. Błądziłam sobie od kolejki do kolejki szukając czegoś dla siebie, oczywiście cały czas był przy mnie konsultant, które mnie kierował bo byłam całkowicie zielona w tym temacie.  Przysiadłam, dosłownie, do rozmowy na pozycję "Animal Farm". Kocham zwierzęta dlatego wybrałam akurat to stanowisko, zapytana o to jakie mam doświadczenie ze zwierzętami odpowiedziałam, że mam psa. Podziękowali mi mówiąc, że szukają kogoś doświadczonego w pracy z krowami, końmi i innymi tego typu zwierzętami zagrodowymi.

Okej, już czułam że raczej wrócę z pustymi rękami, ale nie poddałam się. Stanęłam w kolejce do campa, którego w ogóle nie uwzględniałam na stanowisko "video". Razem ze mną stali ludzie, którzy mieli profesjonalne doświadczenie, a ja jedynie amatorskie.  Przyszła moja kolej ! Usiadłam, przypłynął nagle taki stres że nie wiem czy się w ogóle przedstawiłam. ➡Zaczęli mnie pytać o to co bym chciała robić i jakie mam doświadczenie, więc zaczęłam opowiadać, że uwielbiam montować filmiki i że robię to średnio dwa razy w miesiącu. Pracodawca poprosił mnie o pokazanie jednego z nich, więc pokazałam ten filmik, MEGA AMATORSKI, ale spodobał się. ➡W dalszej rozmowie kiedy zaczęłam mówić więcej o swoim doświadczeniu, o sobie, o obecnej pracy i marzeniach zaproponowali, że widzieliby mnie na jeszcze kilku stanowiskach ale to już sprawa do załatwienia na miejscu. ➡Co dalej? Wyłożyli umowę na stół i już. Mam pracę. Tyle. Proste prawda?➡Później zostały formalności do dopełnienia jak wpłata pierwszej raty i odbiór dalszych wskazówek.


Pisząc to nadal nie dowierzam, że tak gładko poszło spełnienie mojego największego marzenia.  Dzielę się tym na blogu żeby uświadomić wszystkim, że niekiedy spełnienie marzeń wręcz nas woła do siebie a los próbuję nam pomóc jak tylko się da. To od nas samych zależy czy staniemy naprzeciw wyzwaniu, czy nie. Proszę, nie poddawajcie się, wierzcie w siebie i możliwości przed jakimi możecie stanąć. Ja wierzyłam od małego i modliłam się żeby któregoś dnia wylecieć do Ameryki i stało się to kiedy najmniej się spodziewałam w sposób którego nie przewidziałam.


bottom of page