Dzień wolny w Nowym Jorku
07 Lipiec 2018
Zaraz po Dniu Niepodległości wraz z dwiema koleżankami z Campa postanowiłyśmy wybrać się do Nowego Jorku w naszym wolnym dniu.
Pracowałyśmy w Kent, małej mieścinie w stanie Connecticut, więc od Nowego Jorku dzieliło nas zaledwie 140 kilometrów.

Planowy odjazd pociągu: 8:31
Żeby dostać się z Kent do Dover, musiałyśmy wyjechać po 7, żeby mieć jeszcze czas na zakup biletu na stacji Harlem Valley–Wingdale, stamtąd już szybka droga pociągiem na Grand Central i o 10:35 wdychałyśmy już Nowojorskie powietrze.

Z racji tego, że nie miałyśmy za bardzo czasu na konkretne śniadanie, a przed nami był cały dzień przygód postanowiłyśmy znaleźć jakąś knajpkę.
Około 11:20 udało nam się znaleźć coś bez kolejek i w miarę satysfakcjonującego. Usiadłyśmy sobie w Food Markecie na Manhattanie i zjadłyśmy pyszne Panini z bekonem (wtedy jeszcze nie byłam wegetarianką 😄).

Stamtąd poszłyśmy na stację, wsiadłyśmy w metro o 12:15 i pojechałyśmy prosto na Brooklyn Hall.

Przespacerowałyśmy się na spokojnie słynnym Mostem Brooklińskim i o 13:30 już byłyśmy na Brooklinie.

Zaraz po zejściu z Mostu zauważyłyśmy ciekawą kawiarnię, więc postanowiłyśmy spróbować Bostońskiej kawy w "Brooklyn Bridge Restaurant & Cafe". Skończyło się tak, że tylko jedna z trzech Katarzynek faktycznie spróbowała tej kawy, druga delektowała się Chardonnay, a ja na ochłodę wzięłam koktajl truskawkowy.

Po wyjściu z kawiarni zobaczyłyśmy stojący na chodniku typowo amerykański wózek z hot-dogami i preclami, więc czemu nie!

Wziełyśmy po jednym preclu, zawód niesamowity, w smaku przypominały kartkę papieru.


Czas nas gonił, była już 14:10, a my w sumie nic takiego nie zwiedziłyśmy, więc ruszyłyśmy w kierunku portu przez Park Brooklyn Bridge.

O 15:20 kupiłyśmy biety na statek, żeby dostać się z Brooklinu na Wall Street, była to najszybsza droga.

Chociaż trochę stałyśmy w kolecje to już o 15:45 wypłęnyłyśmy!
Droga była naprawdę króciutka bo 5 minut później byłyśmy już na Wall Street.

Przeszłyśmy kilka kroków, żeby dostać się na Port P-16, skąd mogłyśmy zakupić bilety na rejs wokół Statuy Wolności, który kosztował 31$.

Czekając w kolejce pewna nieznajoma kobieta odwróciła się w naszą stronę, trzymając w dłoni 3 bilety na rejs, który właśnie chciałyśmy wykupić.
Spojrzała na nas, na bilety w swej dłoni i znów wróciła wzrokiem do nas.
Wysunęła biety w naszą stronę i z uśmiechem powiedziała: "It's your lucky day" (to wasz szczęśliwy dzień), po czym bez słowa zniknęła w tłumie.
Stałyśmy jeszcze chwilę, każda z biletem w dłoni i próbowałyśmy przetworzyć co się właśnie wydarzyło.
Ze zdumienia wyrwał nas dźwięk statku, który sugerował, że już czas wsiadać na pokład. Pobiegłyśmy szybko na odpowiednie stanowisko i wbiegając zajęłyśmy miejsca.

O 16:20 byłyśmy już gotowe na nasz szczęśliwy godzinny rejs.

Podczas rejsu widziałyśmy między innymi:
🗽 główną siedzibę Colgate
🗽 Ellis Island - wyspę należącą w większej części do stanu New Jersey, a częściowo do Nowego Jorku
🗽 Miasto Jersey
🗽 Manhatan z najsłynniejszej perspektywy pokazywanej na filmach, pocztówkach, zdjęciach etc.
I oczywiście główną atrakcję, czyli Statuę Wolności, która w rzeczywistości nie sprawia wrażenia tak dużej jak na dużym ekranie.

O 17:40, po rejsie spacerowałyśmy ulicami Wall Street.
Tamtejsze wieżowce są tak wysokie, że nawet w samym środku dnia na ulicach jest ciemno, jak wczesnym wieczorem.

Widziałyśmy największą na świecie Giełdę Papierów Wartościowych,

Buisness Centre, czyli dzielnicę Biznesmenów i interesów,
Charging Bull - byka z Wall Street, który symbolizuje siłę i moc rządu Amerykańskiego, ale i według legendy przynosi sukces finansowy każdemu, kto dotknie jego genitaliów.


Krążąc już później ulicami Manhattanu, otłumione wszystkimi wrażeniami i wydarzeniami uświadomiłyśmy sobie, że już czas się zbierać na pociąg powrotny!
Tak więc wsiadłyśmy w metro, którym jechałyśmy aż do Grand Central skąd o 20:10 miałyśmy pociąg powrotny na Harlem Valley–Wingdale, gdzie byłyśy o 21:26.

Tak oto wyglądał jeden z naszych dni wolnych spędzony na spokojnie w Nowym Jorku.
